niedziela, 10 kwietnia 2022

ŻYCIE UMIE ZASKOCZYĆ

 

    Jak już pisałam wiele razy jestem realistką i wierzę w cuda. Na początku śmieszkowałam z tego zdefiniowania, ale jednak jestem przykładem magii życia i niech tak zostanie.
    Kiedy przychodzą perypetie życiowe, to po jakimś czasie przychodzą też rozwiązania, łut szczęścia, fuks, dobrobyt, szczęśliwy splot zdarzeń, dobrzy i życzliwi ludzie. 
     
    Życie przyniosło mi ponad trzytygodniowy wyjazd na wyspę FUERTĘ, gdzie doświadczyłam beztroski, błogostanu, miłości do siebie w uważnej obserwacji moich potrzeb i słabości, otwarcia się na ludzi i bezkresnego kontaktu z naturą.
     
    Moja beztroska polegała, na wyspaniu się, zjedzeniu śniadania, na nie zasłaniu łóżka, ubraniu się w kolorowe szatki i wgramoleniu się do samochodu. Następnie podjęciu decyzji w jakie piękne miejsce mamy się udać i co chciałabym danego dnia zjeść i gdzie. Oczywiście w międzyczasie kawa, kawunia i deserek. Wracaliśmy w nocy. Ja cała opiaszczona, rozczochrana, z czarnymi stopami,ale szczęśliwie zmęczona, a od rana to samo.
    Nie zwiedziłam żadnego zabytku, muzeum, kościoła, itp.
    Najbardziej interesowały mnie miejsca, gdzie NATURA pokazywała swoją moc, potęgę, piękno i mądrość. 
     
     
    Widziałam wzburzony, porywczy, rozradowany, leniwy, spokojny, harmonijny OCEAN, który miał chyba wszystkie rodzaje niebieskości, turkusowości, błękitności, szarości i granatowości. Zadziwiły mnie naturalne baseny wodne, które Ocean za dnia napełniał wodą, a na wieczór ją zabierał.
    Błękitne laguny porażały mnie kolorem, rozpiętością i urokiem, a niezliczone zatoczki powalały naturalnym pięknem.
     


     
    Leżałam i chodziłam po PLAŻACH o różnych strukturach i kolorach....... po wulkanicznej plaży z czarnym piaskiem, po wydmowej plaży z białym, pustynnym piaskiem, po kamienistej plaży z różnego koloru kamieniami albo skałami, po białej plaży z koralowców zwanej plażą popcornową.
    Turlałam się z piaszczystych wydm i doświadczałam krajobrazu pustyni i bezkresu przestrzeni.
     
     

     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
    Oddychałam czystym i pysznym POWIETRZEM, które łapczywie połykałam i się nim zajadałam. Czasami WIATR był tak silny, że myślałam, że mi łeb urwie albo wtedy oczyszczał mi głowę z durnych myśłi. SŁOŃCE było mega przyjazne i ale umiało dopiec i tu przychodził z pomocą WIATR, który nie dawał odczuć upału. Spektakularne były też wschody i zachody słońca, to była prawdziwa uczta dla zmysłów.
    Piaskowy huragan Kalima widziałam tylko z daleka, co było dla mnie niesamowitym zjawiskiem.
     


     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
    Chodziłam po wyschniętych wąwozach, klifach i kamienistych szlakach. Codziennym widokiem jak tylko wyjeżdżaliśmy z bazy były WULKANICZNE GÓRY, pokryte piaskiem.
    Punkty widokowe mogą też zachwycić, ale ludzi bez lęku wysokości.
     

     
    Odczułam wielki niedobór wody dla ŚWIATA ROŚLIN. Widziałam oczami wyobraźni jak kiedyś mogła wyglądać wyspa z wielkimi połaciami zieleni. Naturalnie można zobaczyć palmy, bananowce, kaktusy, krzewy, różne kwiatostany, plantacje aloesu, ale nie są one częstym widokiem, chyba, że na terenie hoteli albo domostw. Muszę przyznać, iż brakowało mi zieleni, ale wyspa wybrała sobie taki wizerunek i ja nie mam tu nic do gadania. 
     


    ZWIERZĘTA, które spotkałam podczas wypraw to: skoczne wiewiórki, radosne kozy, hiszpańskie psy, leniwe koty, zblazowane krowy, zmęczone wielbłądy, wszędobylskie wróble, mięsożerne mewy, pewne siebie gołębie, ruchliwe gekony, senne osiołki, karaluchy, meduzy zwane portugalskimi żeglarzami, nieżywe kraby, dostojne kaczki. Jednak najbardziej poruszyły mnie delfiny, które mogłam obserwować w ich naturalnym środowisku.
     

     
    Niesamowitym zjawiskiem, które widziałam w nocy w specjalnym punkcie astronomicznym na wyspie było brokatowe niebo od gwiazd. Miałam wrażenie, że konstelacje podniebne są tuż nad moją głową i zaraz w nich się zatopię albo, że zaraz otworzą się gwiezdne wrota i mnie wsyśnie... to był efekt WOW! 
     
    Mam wrażenie, iż niektórymi miejscami, widokami nie nasyciłam się w pełni przez moją zachłanność poznawczą, oraz zmęczenie ciała, ale to nic straconego......
    Bardzo radowały mnie spotkania z ludźmi, kupowanie rękodzieła, i hiszpańskie jedzenie.
    To był najlepszy mój urlop i nie dziwę się sobie, że teraz nie mogę się odnaleźść w domowej rzeczywistości i otaczającej mnie betonowej dżungli. Chyba mam depresje pourlopową😀😀😀