Dawno, dawno
temu gdy byłam małą Agulinką, to byłam bogata w
Miłość.
Miałam ją w dużych ilościach dla siebie i ludzi. Byłam
bardzo
ufna, empatyczna, uczynna i kochająca wszystkich.
Byłam milionerką Miłości.
Im bardziej stawałam się starsza zobaczyłam, że nie wszyscy mają jej aż tak wiele jak ja. Tak więc rozdawałam ją na lewo i prawo ludziom, którzy mnie otaczali i mieli jej w śladowych ilościach. Dla mnie było to takie naturalnie i proste.
Byłam milionerką Miłości.
Im bardziej stawałam się starsza zobaczyłam, że nie wszyscy mają jej aż tak wiele jak ja. Tak więc rozdawałam ją na lewo i prawo ludziom, którzy mnie otaczali i mieli jej w śladowych ilościach. Dla mnie było to takie naturalnie i proste.
Ku mojemu
człowieczemu zdziwieniu, ludzie zaczęli mnie ranić, zadawać ból,
krzywdzić, manipulować. Nie rozumiałam tej akcji.
W pewnym
momencie mojego życia stałam się żebrakiem Miłości, ponieważ
"wypstrykałam" się z tej cudownej energii. Stałam się
bankrutem MIŁOŚCI i sama zaczęłam jej poszukiwać. Wycofałam się z wielu relacji ludzkich, gdyż czułam
się bardzo pokrzywdzona, przestraszona i zraniona. Wolałam stronić
od ludzi, tak czułam się bardziej bezpiecznie. Stwierdziłam, że
nie muszę kochać wszystkich i zamknęłam się w mojej
cichości. Doszłam do perfekcji w unikaniu ludzi, byciu dla nich
niewidzialną i robieniu energetycznej blokady, pt.: „Nawet do mnie
nie podchodź człowieku”.
W dobrym czasie mojego życia spotkałam mądre istoty, które pokazały mi, co
poszło nie tak w moim doświadczaniu ziemskim.
Okazało się,
że MIŁOŚĆ której muszę się nauczyć, zaznać, doznać i
przypomnieć, to MIŁOŚĆ do samej siebie, to
MIŁOŚĆ do własnej pięknej Duszy, to
MIŁOŚĆ do mojej pięknej energii, to MIŁOŚĆ do energii matki
i ojca we mnie, to MIŁOŚĆ do wolności
i samodzielności, to MIŁOŚĆ do samodzielnych decyzji, to MIŁOŚĆ
do mojej wielkiej, niezależnie myślącej kobiety, to MIŁOŚĆ do
samozaopiekowania się sobą i swoim życiem, to
MIŁOŚĆ do Źródła z którego
pochodzę.
Zrozumiałam,
że gdy rozbudzę te energie w sobie, to wtedy nadejdzie MIŁOŚĆ
do ludzi.
Na
początku nie czułam tego i nie wiedziałam jak się zabrać do
odbudowy, ale otworzyłam się na ten proces i samo zaczęło się
zadziewać w lekkości.
W międzyczasie pytałam się siebie, czy kocham ludzi.
Często była to odpowiedź negatywna. Szybciej odczuwałam MIŁOŚĆ do
zwierząt, drzew, wody, wiatru, ognia, ziemi, kamienia aniżeli do
ludzi.
Nadszedł czas kiedy odczułam szacunek i zrozumienie wobec doświadczeń
życiowych drugiego człowieka i brak jego świadomości w
tej rzeczywistości.
Zaczęłam błogosławić ludzi, ale nie umiałam
ich jeszcze wpuścić do mojego życia. Następnie odczułam Miłość
do ludzi z mojego plemienia, czyli tych którzy rezonowali z moją
energią, wspierali mnie, pomagali, akceptowali, rozumieli i nic nie
chcieli ode mnie.
Niedawno
przyszły mi do głowy obrazy ludzi, którzy kiedyś mnie skrzywdzili
oraz paru złoczyńców tego świata. Zapytałam się siebie,
czy ja ich kocham. Usłyszałam cichy głos z wewnątrz siebie: „
Dziecko, Ty nawet
nie zdajesz sobie sprawy ile masz w sobie MIŁOŚCI do ludzi”. Pytanie się rozpuściło............poleciały
łzy, nastąpił spokój i ukojenie..........................