niedziela, 10 kwietnia 2022

ŻYCIE UMIE ZASKOCZYĆ

 

    Jak już pisałam wiele razy jestem realistką i wierzę w cuda. Na początku śmieszkowałam z tego zdefiniowania, ale jednak jestem przykładem magii życia i niech tak zostanie.
    Kiedy przychodzą perypetie życiowe, to po jakimś czasie przychodzą też rozwiązania, łut szczęścia, fuks, dobrobyt, szczęśliwy splot zdarzeń, dobrzy i życzliwi ludzie. 
     
    Życie przyniosło mi ponad trzytygodniowy wyjazd na wyspę FUERTĘ, gdzie doświadczyłam beztroski, błogostanu, miłości do siebie w uważnej obserwacji moich potrzeb i słabości, otwarcia się na ludzi i bezkresnego kontaktu z naturą.
     
    Moja beztroska polegała, na wyspaniu się, zjedzeniu śniadania, na nie zasłaniu łóżka, ubraniu się w kolorowe szatki i wgramoleniu się do samochodu. Następnie podjęciu decyzji w jakie piękne miejsce mamy się udać i co chciałabym danego dnia zjeść i gdzie. Oczywiście w międzyczasie kawa, kawunia i deserek. Wracaliśmy w nocy. Ja cała opiaszczona, rozczochrana, z czarnymi stopami,ale szczęśliwie zmęczona, a od rana to samo.
    Nie zwiedziłam żadnego zabytku, muzeum, kościoła, itp.
    Najbardziej interesowały mnie miejsca, gdzie NATURA pokazywała swoją moc, potęgę, piękno i mądrość. 
     
     
    Widziałam wzburzony, porywczy, rozradowany, leniwy, spokojny, harmonijny OCEAN, który miał chyba wszystkie rodzaje niebieskości, turkusowości, błękitności, szarości i granatowości. Zadziwiły mnie naturalne baseny wodne, które Ocean za dnia napełniał wodą, a na wieczór ją zabierał.
    Błękitne laguny porażały mnie kolorem, rozpiętością i urokiem, a niezliczone zatoczki powalały naturalnym pięknem.
     


     
    Leżałam i chodziłam po PLAŻACH o różnych strukturach i kolorach....... po wulkanicznej plaży z czarnym piaskiem, po wydmowej plaży z białym, pustynnym piaskiem, po kamienistej plaży z różnego koloru kamieniami albo skałami, po białej plaży z koralowców zwanej plażą popcornową.
    Turlałam się z piaszczystych wydm i doświadczałam krajobrazu pustyni i bezkresu przestrzeni.
     
     

     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
    Oddychałam czystym i pysznym POWIETRZEM, które łapczywie połykałam i się nim zajadałam. Czasami WIATR był tak silny, że myślałam, że mi łeb urwie albo wtedy oczyszczał mi głowę z durnych myśłi. SŁOŃCE było mega przyjazne i ale umiało dopiec i tu przychodził z pomocą WIATR, który nie dawał odczuć upału. Spektakularne były też wschody i zachody słońca, to była prawdziwa uczta dla zmysłów.
    Piaskowy huragan Kalima widziałam tylko z daleka, co było dla mnie niesamowitym zjawiskiem.
     


     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
    Chodziłam po wyschniętych wąwozach, klifach i kamienistych szlakach. Codziennym widokiem jak tylko wyjeżdżaliśmy z bazy były WULKANICZNE GÓRY, pokryte piaskiem.
    Punkty widokowe mogą też zachwycić, ale ludzi bez lęku wysokości.
     

     
    Odczułam wielki niedobór wody dla ŚWIATA ROŚLIN. Widziałam oczami wyobraźni jak kiedyś mogła wyglądać wyspa z wielkimi połaciami zieleni. Naturalnie można zobaczyć palmy, bananowce, kaktusy, krzewy, różne kwiatostany, plantacje aloesu, ale nie są one częstym widokiem, chyba, że na terenie hoteli albo domostw. Muszę przyznać, iż brakowało mi zieleni, ale wyspa wybrała sobie taki wizerunek i ja nie mam tu nic do gadania. 
     


    ZWIERZĘTA, które spotkałam podczas wypraw to: skoczne wiewiórki, radosne kozy, hiszpańskie psy, leniwe koty, zblazowane krowy, zmęczone wielbłądy, wszędobylskie wróble, mięsożerne mewy, pewne siebie gołębie, ruchliwe gekony, senne osiołki, karaluchy, meduzy zwane portugalskimi żeglarzami, nieżywe kraby, dostojne kaczki. Jednak najbardziej poruszyły mnie delfiny, które mogłam obserwować w ich naturalnym środowisku.
     

     
    Niesamowitym zjawiskiem, które widziałam w nocy w specjalnym punkcie astronomicznym na wyspie było brokatowe niebo od gwiazd. Miałam wrażenie, że konstelacje podniebne są tuż nad moją głową i zaraz w nich się zatopię albo, że zaraz otworzą się gwiezdne wrota i mnie wsyśnie... to był efekt WOW! 
     
    Mam wrażenie, iż niektórymi miejscami, widokami nie nasyciłam się w pełni przez moją zachłanność poznawczą, oraz zmęczenie ciała, ale to nic straconego......
    Bardzo radowały mnie spotkania z ludźmi, kupowanie rękodzieła, i hiszpańskie jedzenie.
    To był najlepszy mój urlop i nie dziwę się sobie, że teraz nie mogę się odnaleźść w domowej rzeczywistości i otaczającej mnie betonowej dżungli. Chyba mam depresje pourlopową😀😀😀
     

     

wtorek, 11 stycznia 2022

WODOSPAD I RÓŻOWE DRZEWO. ZŁOTE RUNO

 

Taki oto piękny malunek dostałam od Moniki J. wraz z przesłaniem noworocznym.
 
Obraz nosi nazwę ”ZŁOTE RUNO”.
Życie może zaskoczyć bardzo przyjemnie, miło i radośnie.
Może też pokazać nam drzwi, ale nie te do wyjścia w szybkim tempie, z upokorzeniem i wstydem, ale te drzwi, za którymi są możliwości. Bogactwo, majątek, wielkie sprawy, rzeczy, które do tej pory były trudno osiągalne.
Życie potrafi zaskoczyć…
 
Może zgiąć drzewo, ale nie po to, aby rosło nie tak, jak powinno, ale po to, aby nurzało się w trawie a jego różowe kwiaty, mieszały się z zielenią płodów Ziemi. Wcale nie na złość a dla innego celu.
Może też wygięte drzewo w pałąk, nie tylko nurzać się w trawie, ale też stać się cudownie romantycznym mostem, który poprowadzi na drugi brzeg wodospadu. Nie na złość, bo ludzie myślą, że powinno przecież, rosnąc w górę, a ono uparcie w dół. Wcale nie na złość, nie na przekór i też nie wbrew prawom natury.
To drzewo nie zna perfekcji absurdu, jedynie słusznego kierunku wzrostu.
Ono może na boki, w dół lub wybrać inną opcję.
I wcale to nie jest jego porażką. Jest tylko inną przygodą. Różną od tego, jak bawią się inne drzewa.To różowe drzewo, z dumą nosi się inaczej, na domiar tego, bez krzty wstydu.
Wodospad jest cudowną oznaką, zwiastowaniem rozbudzającej się w Tobie energii macierzyńskiej, którą zapałasz do każdego człowieka. A PRZEDE WSZYSTKIM DO SIEBIE. Nawet do tego, który nie jest perfekcyjny. Rośnie w dół lub na boki, może i wszerz. Ma niedoskonały zgryz, zagwozdki i zgrzyta zębami.
Ta silna, budząca się energia macierzyńskiej miłości, da akceptację i sprowokuje do życiowych zmian. Utuli, przytuli, ale nie da się zatrzymać w stagnacji.
Zaraz popchnie w drogę, mówiąc:
-Już czas. Ruszaj!!!!
Da poczucie bezpieczeństwa i dobrych skojarzeń z podróżą życia.
Ukocha nie dość dobre, odmienne, pomoże spłynąć z góry. Da ruch w dół, gdzie jest spokojniej, zaciszniej.
Kto powiedział, że trzeba piąć się tylko do góry?
Może tak samo albo i lepiej, spadać lub spłynąć w dół…
Przecież tam, istnieje też doświadczenie, często lżejsze, nie na świeczniku, nie na ogólnym widoku oceny, krytyki…
Jest bardziej tajemniczo, subtelniej, prawdziwiej, dumniej...
Wodospad matka, mateńka, mateczka. Otuli, otrzeźwi, zrelaksuje i pozwoli popływać po zmierzwionych wodach, na cudownie akceptujących warunkach.
Ten rok pozwoli Ci uwolnić się od perfekcjonizmu i otworzyć serce na wolną kreację oraz twórczość. Będziesz mniej wymagająca od siebie i innych.
Ten rok zaoferuje również pomyślność w poczynaniach, z uwzględnieniem ruchu w dół i zejściem do basenu spokojnych wód.
Da początek łatwym rozwiązaniom… Pozornie wydawać się by mogło, że niektóre z nich, to chyba porażki, ale nie, po czasie, one właśnie, otworzą drzwi do bycia drzewem rosnącym w dół i na boki. Utworzą się pomosty, mosty w bliskości z własną prawdziwą naturą.
 
 

 

wtorek, 14 grudnia 2021

MOJE ŻYCIE BEZ DRAMATÓW, TRAUM, PROGRAMÓW i INNYCH SYFÓW EMOCJONALNYCH

 Jak będzie wyglądać MOJE życie w przestrzeni wolnej od traum, programów dramatów, cierpienia, lęku i zależności energetycznej od innych ludzi?

Pytanie ważkie i od razu pobudzające moją wyobraźnię i wprawiające mnie w dobry humor, optymizm i zadowolenie. Tak więc trzeba, to wszystko spisać oraz opisać, bo myśli się wiele kołacze w mojej cudownej łepetynie.

Zawsze powtarzam, że jestem realistką i wierzę w cuda!

Śmiem twierdzić iż może powstać, taki świat na moich warunkach, a co hihiihi. Z odwagą trzeba żyć!

Pierwsze na myśl przyszło mi moje Ciało, które dostało takiej lekkości i zwiewności jak piórko na wietrze albo odlot po kokainie. Poczułam wielką radość w byciu w moim ciele. Ale czad! Każdy krok, który wykonuję wprawia mnie w zadowolenie i powoduje nieziemską przyjemność. W środku czuję się taka czysta i zdrowa. Moje organy wewnętrzne z radością funkcjonują i informują mnie o swoim doskonałym samopoczuciu hihihi. Nie czuję żadnego dyskomfortu w moim ciele i jest to mój stan naturalny. Ja nawet nie muszę się z niczego oczyszczać, ponieważ moje Ciało samoistnie się regeneruje. Czyli nie choruje i nie mogę umrzeć na coś tam..... pojęcie śmierci znika i w to miejsce wchodzi przemiana energetyczna. Sama decyduję, o tym kiedy chcę wejść w odmienny stan. Ból fizyczny odczuwam tylko wtedy, gdy w coś się walnę, przewrócę, itp. Znikł ból emocjonalny. Mam bardzo silne połączenie z moją Duszą i Ciałem. Klarownie i czytelnie odczuwałam ich gadanie.

Mam nieograniczoną sprawność fizyczną pozwalającą mi robić fikołki, akrobacje, chodzić na rękach, wspinać się po drzewach, biegać z mustangami i pływać z rybami ..............

Odżywiam się wodą, owocami, ziołami albo tylko energią słoneczną i to mi wystarcza, aby mieć energię każdego dnia. Mam taką temperaturę ciała, że nie jest mi nigdy za ciepło, albo za zimno. Jest w sam raz.

Moje zmysły niebywale się wyostrzają. Oczy dostrzegają najmniejsze elementy w otoczeniu i stworzenia typu elfy i wróżki w lesie hihihi. Uszy słyszą zagadywanie mnie przez rośliny, zwierzęta, wodę, wiatr, słońce, planety, ziemię, ogień, chmury, powietrze. Dzięki pogawędkom z nimi mogę zrozumieć funkcjonowanie tego Wszechświata.

Mój węch jest subtelny i pomaga mi w identyfikacji, co jest dla mnie dobre, czyli jaki owoc mam zjeść, jaki materiał mam wybrać na sukienkę, z jakiej włóczki mam zrobić czapkę albo jakie drewno nada się na stolik, itp.

Rozwija się we mnie telepatia dzięki, której mogę się komunikować z ludźmi i już nie muszę używać telefonu. Z pewnością uruchomią się też inne super moce jak telekineza, hydrokineza, lewitowanie albo bilokacja i wiele innych hiihihihihi.

Mój dotyk będzie rozpuszczał u innych zmartwienia i inne takie tam lękusie, które kiedyś znikną na zawsze u Istot Ziemskich. W tajemniczy sposób znikły emocje we mnie, czyli pozbyłam się wewnętrznej szarpaniny. Nastaje we mnie spokój, miłość do siebie, harmonia, akceptacja, szacunek, ciepło, pogodna wrażliwość, wyobraźnia i ciepły uśmiech.

Będę się uczyć przez zrozumienie, a nie jak wcześniej przez cierpienie. W tej przestrzeni nie będzie już miejsca na akcje wybaczanie, przepraszanie, czy też wdzięczność. Nie będzie takiej potrzeby.

W pewnym momencie uaktywnią się moje wszystkie talenty, zdolności, umiejętności i stworzą się możliwości, abym wszystkiego mogła spróbować, co mi najbardziej odpowiada i na dany moment będę korzystać z tego daru.

Przez to, że jestem wolna od lęku mam w sobie dużo odwagi i animuszu, aby doświadczać kreacji.

Na Ziemi jest dużo odpadów materialnych, którymi należy się zająć dlatego uczę się szyć, szydełkować, haftować, heblować, frezować, odnawiać i przerabiać stare rzeczy, itp. Uczę się przetwarzania z tego, co znajdę, mam albo dostanę. Czyli umiem sama szyć dla siebie garderobę oraz zasłony, pościel, obrusy, kapy na sofy, itp. Maluję sobie piękny obraz na pustą ścianę, utkam koc z kolorowej wełny, w łazience z kolorowych szkiełek na ścianie wykleję mozaikę, stworzę piękną makramę, odnowię starą komodę tudzież fotel bujany, z gliny ulepię wazonik albo doniczki, wypalę sobie w piecu talerze, zrobię konfitury malinowo poziomkowe, napiszę słowa piosenki, a potem sobie ją wyśpiewam i nagram, wyplotę koszyk z wikliny, zrobię unikatowe zdjęcie zorzy polarnej. Oj będzie dużo kreacji, bo będzie dużo czasu, ochoty i energii na wytwarzanie pięknych rzeczy i bawienie się swoimi talentami. To będzie sama przyjemność i zabawa, a nie praca. Po każdej wykreowanej rzeczy odczuwam zadowolenie jakbym wlazła na Rysy i spoglądała na świat z góry z podziwem.

Pomaluję mój dom kopułowy w kształcie ananasa w kolorowe kwiaty. Założę ogródek z ziołami i kwieciem. Będę siedziała sobie na ganku z kubasem naparu herbacianego i spoglądała w dal.Z tego stanu będą mnie delikatnie wybudzać moi leśni sąsiedzi. A ja ochoczo będę odpowiadać: ”Cześć Sarna! Cześć Jeżu! Cześć Lis! Jak tam? Co tam?”.

Często chodzę na spacery z moim psem, kotem, osiołkiem albo innym towarzyszem, który ma ochotę na dreptanie, gadanie z naturą i zabawę. Idziemy do pobliskiego lasu, w którym jest Wodospad, przy którym znajduje się huśtawka, hamak i możliwość kąpieli. Tu doświadczam po raz kolejny radości z życia na Ziemi. Zabawa i śmiech roztaczają się w każdej komórce, tkance, atomie i nano-cząsteczce hahaha.

W domu będę mieszkała z moim przyjacielem Misiosławem, który będzie bawił się swoimi talentami, np. inżynierskimi i będzie mógł naprawić lub skonstruować glebogryzarkę lub pralkę. Może też wejdzie w inne umiejętności typu gotowanie i wekowanie hihihi. Ale ja tam nie wiem, co mu się tam spodoba w jego zakresie kreacji. Jesteśmy cudownymi współlokatorami i partnerami, ze swoimi kreacjami i miłością. Ogólnie panuje między nami zrozumienie, czułość, łagodność, harmonia, szacunek. Tak więc jest sielana, że ho, ho!

Z pewnością wydam trzy książki dla dzieci. Ja w kolorowych szatach i we wianku na głowie będę jeździć do maluchów, aby im czytać moje bajki i opowiadać im o moim świecie albo odpowiadać na ich cudowne pytania lub bawić się z nimi.

Zapomniałam napisać, że ja czytam książki przykładając je do głowy, ponieważ mam umiejętność scztywania ich zawartości, ale umiem też czytać oczami, żeby nie było.

Zakładam, iż moja zmiana nie będzie tylko moją zmianą, ale także innych ludzi. Tak więc moje relacje z innymi ludźmi zmienią się diametralnie. To będzie dla mnie ogromna przyjemność i swojego rodzaju zaszczyt z obcowania z człowiekiem. Przede wszystkim znikł mój lęk przed skrzywdzeniem mnie i wykorzystaniem przez ludzi. Będziemy się inspirować, wymieniać pomysłami, dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniami na każdym poziomie, będziemy się wspierać, wspólnie kreować nasz ziemski Wszechświat. Będziemy się cieszyć i doceniać nasze sukcesy na każdym poziomie. Będziemy wspólnie biesiadować bawić się przy śpiewie, muzyce i tańcu. Będziemy wymieniać się naszymi wytworami między sobą. Będzie pachnieć dobrocią, twórczością, zrozumieniem, spokojem..........

W tym świecie jest tylko przestrzeń na DOBRO I KREACJE. Taka sytuacja, już nie ma odwrotu.

Zwiedzanie świata jest stałym elementem mojego życia. Zwiedzam zakątki, które przywołają mnie swoim pięknem i energią. W końcu zobaczę tęczowe góry i różowe plaże.

NARESZCIE jestem w pełni szczęśliwa i pełna spokoju.!!!! Jest to mój stan naturalny i niezmienny. Oj jest magiczne jebnięcie fju fju......😀😀😀😀😀😀😀

Z pewnością będę rozwijać moją wizję życia bez syfiastych dramatów i inspirować innych do swojej wizji siebie w takiej przestrzeni, bo to jest klawa zabawa.

Teraz zauważyłam, że nie uwzględniłam aspektu pieniądza..... czy jest w moim życiu? Skąd się bierze?. Na potrzeby tej pięknej wizji zakładam, iż jest dobrobyt materialny i niczego mi nie brakuje. Nie wiem skąd mam kasę, wiem że ją mam.............. a może w tej rzeczywistości nie ma już pieniądza?...............pomyślę o tym innym razem, bo już mi się więcej nie chce pisać.................

Przez ostatnie trzy miesiące w mojej przestrzeni było kreowanie żurawi z papieru, tak więc uznaję go za mojego ptaka mocy ku wolności i kreatywności.

NIECH SIĘ DZIEJĄ DOBRE CUDA!

 






poniedziałek, 19 lipca 2021

AGAZULOWA MANIFA

 

Leżąc w ogrodzie na hamaku w mej mądrej głowie wyświetliła mi się agazulowa mini manifa:
 
Ja nie przyszłam na Ziemię, aby wszytkich kochać, układać się, zadawalać i uszczęśliwiać.
Ja nie przyszłam na Ziemię, aby służyć innym albo się poświęcać.
Ja nie przyszłam na Ziemię, aby innych nauczać, pouczać, edukować.
Ja przyszłam tu, aby inspirować i kreować!
Ja przyszłam tu współtworzyć rzeczywistość ziemską!
Ja przyszłam tu, aby żyć dla swojego DOBRA!
Ja przyszłam tu wspierać, jak ktoś wyrazi ochotę!
Ja jestem fundamentem dobra i miłości, a przy mnie jest zawsze mój kochany Bóg, Święta tkanka Wszechświata, który przypomina Świętego Mikołaja z bajek Disneaya i pachnie pierniczkami. On zawsze ma wiele miłości, czułości, wyrozumiałości wobec moich wybryków w zakresie doświadczeń ziemskich i nieziemskich
 Jak mi się manifa zmieni, to poinformuję.:)
 
 

 

wtorek, 16 lutego 2021

MOJA WIELOBARWNOŚĆ

 


Skąd się wzięła moja tęczowość - ­ kolorowość w moim życiu? - pytają mnie znajomi.

Zaczęłam sobie analizować, przypominać.

Szukanie koloru zaczęło się w garderobie.

Wielki niedobór kolorystyczny miałam w dzieciństwie, ze względu na czasy panujące w Polsce. Każdy wie jak było.

Smutne ubranka i fasony. Moja mama ubierała mnie na granatowo-niebiesko, a moją siostrę na czerwono.

Jak ciocia z RFN-u przysłała turkusowo-różową sukieneczkę i różowe sandałki, to myślałam, że mi te brązowe oczęta wyskoczą z oczodołów.

Fascynowało mnie wszystko, co wykazywało intensywność kolorystyczną.

W szkole podstawowej byłam wpatrzona w koleżankę ubraną w intensywnie żółtą kurteczkę, turkusowy szalik, różową czapkę i śnieżno-białe kozaczki. Czułam wtedy wielki ból, smutek, a może nawet i zazdrość z powodu braku kolorowych ubranek. W tej szarej rzeczywistości tęskniłam za kolorami........

Przeszłam fazę hipisowską, a potem czarnego buntu, a następnie blado-różowego vintage, ale zawsze w szafie było coś wielobarwnego.

Po 40-tce rozpoczęłam powoli wchodzić w fazę kolorowości. Szafa zaczęła się zapełniać w intensywne barwy. Ja też zaczęłam być bardziej szczęśliwa, bardziej zdrowa, bardziej spokojna. Zajmowałam się swoim rozwojem, kształceniem  oraz zakochałam się w Michale, czyli Miśku.

Przełomem był wyjazd na Bali, gdzie zobaczyłam, co to naprawdę znaczy moc koloru. Nawiozłam sobie batikowych szat, biżu, szali i innych fatałaszków.

I od tego momentu zaczyna się mój szał kolorystyczny. Moje mieszkanie również zmieniło kolorystykę i styl. Lampiony, światełka, miliony kolorowych poduszeczek, pościele, gadżety, projektor wyświetlający kolorową zorzę polarną na suficie. Udekorowałam swój rower w tęczowe girlandy i kwiaty. I tak sobie pomykam w tym jebnięciu kolorystycznym, na które bardzo pozytywnie reagują dzieci i starsi ludzie.

Ubieranie się w tęczowe szaty ma pozytywną stronę - nie trzeba robić make-upu, ponieważ zawsze się dobrze wygląda, nawet na mega kacu hiihihih

Kocham tą intensywność barw, czuję się w niej bezpiecznie i bajecznie. Ogólnie magia hihiihih 

Dzięki przebywaniu w mojej barwności mogę przez chwilę mieć odskocznię od syfu, zła, szarości i brzydkich energetycznie ludzi.

Zauważyłam, iż w krajach, gdzie świeci słońce ludzie ubierają się bardziej kolorowo (Kuba, Brazylia, Hawaje, Afryka, Indonezja, Włochy, Hiszpania, Indie), a w Europie trochę słabo z ­nasłonecznieniem i dlatego ludzie są markotni i narzekający pomimo otaczającego ich luksusu materialnego.

Ja śnię nawet wielobarwnie, aczkolwiek miewam też szare koszmary. Moja niesamowita wyobraźnia pokazuje mi światy, wieloświaty w których można doświadczać innych barw. Wszystko jest tam  wypełnine wielokolorowym, brokatowym światłem, które jest obecne wszędzie.

Ja wielobarwność noszę w sobie i się nią wyrażam. To jest moje wnętrze.

Kolor do moja siła!

Dla mnie na Ziemi jest za mało barw, normalnie bieda kolorystyczna !!!!! Oj bieda !

Ale moja tęczowość nie przejawia się tylko w ubraniu, czy też w mieszkaniu.

 

 

Wielokolorowość jest u mnie wielopoziomowa i wielofunkcjonalna.

Korzystam z całej palety barw emocji. Jak jestem w radości, to cieszy się cały świat, jak w smutku to płacze całe niebo, jak we wkurwie to drży cała Ziemia. Nawet jak mi się zachce, to jestem złośliwa, także o ......

Moje poczucie humoru jest od absurdu poprzez inteligentny żart, po wulgarny stand up. Ogólnie bardzo dużo rzeczy mnie bawi, rozbawia, zaciesza.

Nie mam problemu z komunikacją i przebywaniem ze starszymi ludźmi, dziećmi zdrowymi i niepełnosprawnymi, z panem Mietkiem z budowy, z ciocią Krysią, z profesorem Miodkiem, czy też Krystyną Jandą, albo kosmitą.

Nie jestem objęta ograniczeniem jedzeniowo ­ piciowym. Nie mogę powiedzieć, że jestem wegetarianką czy też weganką, ponieważ czasem zjem rybę albo owoce morza i noszę skórzane buty, jem jajka i sery, a czasem zdarza mi się ugryźć kiełbasę jak mi się zachce... Pije herbaty ziołowe, soki, kawę, kakao oraz fikuśne alkohole...............

Oglądam prawie wszystkie gatunki filmowe ­ kostiumowe, westerny, kryminalne, fantastyczne, o więźniarkach i seryjnych mordercach, dramaty psychologiczne, bajki oraz filmy obyczajowo - ­ familijne.

Mam szeroki wachlarz zainteresowań, że to tylko google o tym wiedzą hihihi. Na przykład raz czytam, co tam słychać w kosmosie, albo o nowych technologiach i eksploracjach, o życiu pandy, kim jest miodożer, o nowinkach psychologicznych albo badaniach naukowych, o tym jak zrobić make up w 5 minut albo zupę czosnkową, jak wpływa kolor różowy na więźniów, o efekcie zorzy polarnej, jak zbierać zioła, tudzież oglądnę poczynania atropologiczne brata J. Piłsuckiego, zainteresuję się biografią hip ­ hopowca itd.............. a czasami jest tak, że nic mi się nie chce wiedzieć.

Wchodzę w różnego rodzaju kreację typu wylewanie farb na płótno, malowanie kół, robienie wianka, kolażowanie, farbowanie tkanin, robienie biżuterii, malowanie intuicyjne, tworzenie mandali, robienie kosmetyków, środków czystości, obklejanie pudelek albo skrzyneczek techniką decoupage, gotowanie egzotycznych dań, zbieranie ziół, robienie roślinnych kadzideł, pisanie bloga i tworzenie bajek.....................

Manifestacja kolorystyczna podkreśla moją rożnorodność i wyjątkowość na planecie Ziemia.

Intensywnośc barw, która objawia się na zewnątrz mnie jest tarczą chroniącą mnie przed niesprzyjającymi mi energiamii. Tak więc wielu ludzi do mnie nie podchodzi, ponieważ myśli, że jestem jebnięta ihihihihihih 

Moja szeroko pojęta wielobarwność polega na tym, że umiem się odnaleźć w różnych miejscach, dziedzinach, komunikacjach, kreacjach, relacjach, sytuacjach i wyszukać, coś dobrego dla siebie.

Może, kiedyś moja tęczowość uratuje ten szary świat przed mrokiem........................














poniedziałek, 25 stycznia 2021

MOJA AGOWA „DUCHOWOŚĆ - ROZWOJOWOŚĆ”

 

Na mojej drodze życiowej szukałam rzeczy, które sprawiłyby, aby moje egzystowanie było lżejsze, znośniejsze, radośniejsze, bardziej świadome, zrozumiałe itp..................

Dlatego próbowałam, eksperymentowałam, wierzyłam, praktykowałam i się dziwiłam.

Jak się nasyciłam i rozczarowałam psychologią, nauką i terapiami weszłam w nurt, tak zwanej duchowości. 

Zaczęłam od kolegowania się z Aniołami i innymi Istotami pozaziemskimi. Zakupiłam książki i karty o tej tematyce. Wszystkich odpowiedzi szukałam w kartach anielskich, ale one nie sprawdzały się w mojej rzeczywistości.

Potem przyszła wiedza o kryształach. Zaczęłam je upychać po kieszeniach, torebkach nawet z nimi spałam. Nic nie pomagało na moje bolączki.

Obecnie jestem bogatsza w tysiące kamieni szlachetnych oraz biżuterię. Noszę te piękne kryształy wedle mojej intuicji, czyli jak mam ochotę na kwarc różany, to sobie ubieram bransoletkę bez żadnej ideologii i siły sprawczej tego kamienia, o czym przeczytałam w książkach.

Następnie rozprawiłam się z czakrami, zadając sobie pytanie: Skąd pochodzi moja wiedza na ich temat? Czy to jest zgodne z moją naturą ? Odpowiedź przyszła szybko: No z książek i internetu.

Stwierdziłam iż sama jestem jedną wielką, chodzącą czakrą i pozbyłam się wszystkich gadżetów z nimi związnych. Zaprzestałam praktyk medytacyjno - czakralnych i ćwiczeń, które przez moją świetną wyobraźnię bardzo dobrze mi wychodziły.

Potem usunęłam z mojego domu i przestrzeni jakiekolwiek talizmany, orgonity, wzory i znaki którym człowiek nadał sprawczość, ideologię, moc itp. Teraz tylko mnie zachwyca wszystko, co jest związane z naturą, czyli ornamenty roślinno - zwierzęce rządzą hiihihhi

Bardzo długo afirmowałam i wizualizowałam sobie moje cele, marzenia, osiągnięcia. Wieloletnia praktyka w tym zakresie nauczyła mnie, że pewne rzeczy przyjdą do mnie, a inne nie i już. Mogę sobie latami afirmować, a marzenie i tak się nie zrealizuje, bo może nie jest to dla mnie dobre.......... Przyszła refleksja, że nie mam na wszystko wpływu. Pewne rzeczy zadzieją się bez mojego proszenia, kontroli, chcenia, działania. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego.

Ogólnie na wiele spraw nie mam odpowiedzi i wiedzy. Trudno.

Na chwilę zaglądnęłam do wiedzy astrologiczno – numerologicynej, ale tak mnie to umęczyło, gdyż w książkach mój znak zodiaku i numerek został niekonsekwentnie i tajemniczo opisany. Ogólnie jakoś nie przemawiały do mnie opisy wobec mojej osoby. Stwierdziłam, że mogę być każdym znakiem zodiaku i liczbą numerologiczną. Może się nie przyłożyłam do zgłębiania tej wiedzy, ale cóż taka moja droga...............

Zapisywałam się ochoczo na warsztaty, po których wychodziłam w euforii, zadowoleniu, przeświadczeniu, że moje życie zmienię na lepsze. A tu dupa........... nic się nie zmieniło, no może czegoś nie zauważyłam, dopuszczam element błędu mojego postrzegania...................

Po jednych z takich warsztatów prawdopodobnie nauczyłam się jednym zdaniem kasować programy, które mnie obarczały. Na innym zdobyłam wiedzę jak za pomocą arkuszy i wahadła mogę zmienić moją przestrzeń życiową. Hmmm myślałam wtedy, że życie sobie wywahadełkuję, a tu się nic nie poprawiało. Może źle i za mało wahadełkowałam...............achhhh

Miałam też fazę na sesje z jasnowidzami, po których wychodziłam cała zdenerwowana, zasmucona, zdezorientowana, że aż musiałam zapalić papierosa i napić się wina.

Ok, jak byłam na Bali u uzdrowicielki Dukun, to tylko ona powiedziała mi dużo dobrych, krzepiących słów na temat mojej osoby i że wszystko, co robię w życiu jest dla mnie dobre.

Znam siebie i wiem, że wzmacnianie moich dobrych stron lepiej na mnie działa aniżeli wytykanie mi, że jestem zjebana i mam dużo pracy nad sobą.

Bardzo długo interesowały mnie rasy pozaziemskie, inne cywilizacje, ujawnienia kosmiczne. Słuchałam często przekazów tzw. chanellingów np. od Plejadian. Jak już się nasłuchałam tych pozaziemkich informacji, to stwierdziłam, że lepiej będzie dla mnie jak zajmę się pieleniem ogródka i swoją ziemskością, gdyż mam jeszcze do przerobienia traumy z dzieciństwa. Pożegnałam się z obcymi Istotami i wróciłam na Ziemię.

Przyszedł też czas na wcielenia. Stwierdziłam iż sama spróbuję wejść w medytację i obadać kim tam kiedyś byłam. Obrazy przychodziły mi szybko, a od pani z You Tuba dowiedziałam się, że należy przebaczyć sobie jako ofierze albo katowi, ogólnie wszystkim, którzy tam występują.

Mało mi było wrażeń i braku odczuwalnej zmiany, to polazłam na sesje wcieleniową. Tam dowiedziałam się o moim wcieleniu kobiety, która tak była smutna po stracie ukochanego męża, że aż straciła dziecko, które było w jej łonie. Jak również byłam młodym mężczyzną, który łamał serca kobietom, a jedną z nich doprowadził do samobójstwa. Procedurę wybaczania zastosowałam. Niestety nie odczułam jakichkolwiek zmian, na żadnym poziomie mego jestestwa.

Trzy lata temu rozprawiłam się z tematem wdzięczności. Na blogu opisałam moje długie przemyślenia. Wyczytałam kiedyś, że trzeba codziennie mówić, albo pisać 5 rzeczy za które jestem wdzięczna. Praktykowałam ale coś mi w tym nie pasowało. Odkryłam iż lepiej czuję się mówiąc: 

CIESZĘ SIĘ ŻE ....................................., aniżeli

JESTEM WDZIĘCŻNA  ZA ....................

Jestem ostatnią osobą, która jest wdzięczna za cierpienie i traumatyczne doświadczenia w życiu. Jakbym mogła, to wymazałabym je przyciskiem DELETE w ramach akcji kochania siebie. Wiem, że wielu z Was uważa te doświadczenia za potrzebne w rozwoju i bez nich nie byliby w tym wspaniałym miejscu swojego życia w którym się znajdują. No, ja mam inaczej i już. Może się mylę, może jestem krnąbrna w moim myśleniu, może pierdolę kacapoły, ale za moje traumy i cierpienia nie będę wdzięczna i basta!

JA SIĘ NIE UCZĘ PRZEZ CIERPIENIE. JA SIĘ UCZĘ PRZEZ ZROZUMIENIE.

Internetowe cytaty donoszą: Im więcej gówna możesz unieść, tym więcej go dostajesz, a ja się pytam dlaczego ludzie nie dostają w takiej ilości dobra, że aż nie mogą go unieść? Dlaczego ja nigdy nie przedawkowałam ludzkiego dobra, a zło a i owszem. Co poszło nie tak?

W duchowości ludzie piszą albo mówią o JEDNOŚCI ze wszystkim. Przyjrzałam się tej akcji po agowemu, zadałam sobie parę pytań i wyszło iż każdy jest niezależną energią i nie potrzeba mu się łączyć w jedność z innymi. Owszem żyjemy na planecie Ziemia z naturą i innymi ludźmi, jesteśmy w jakimś tam Wszechświecie, pochodzimy z jednego Źródła, ale w moim odczuciu każdy emanuje swoją, niezależną, własną energią.

My współtworzymy to wszystko, jesteśmy odpowiedzialni, za to co się dzieje. Ja nie mam potrzeby być jednością ze wszystkim ponieważ wszystkich traktuje jako współtowarzyszy swoich doświadczeń. Oni są koło mnie, a nie we mnie. Mam wrażenie, że nie umiem tego klarowniej wytłumaczyć, opisać ….......ale to nic.

Śmiem natomiast twierdzić iż ja jestem jednością sama w sobie. Nie traktuję się składnikowo czyli: ciało, umysł i duch. Jestem spójna, a nie rozczłonkowana na 3 elementy, niczym Trójca Święta u chrześcijan.

Zadałam sobie też pytanie, czy ja kocham wszystkich ludzi i czy wszystkich ludzi należy obdarowywać miłością?

Otóż nie, nie kocham wszystkich ludzi aczkolwiek mam do nich szacunek wobec ich wyborów, ich dróg życiowych, ich doświadczania. Ja działam wśród ludzi na prostej zasadzie komfortu i dyskomfortu. Odchodzę od relacji mi niesprzyjających i drażniących mnie, błogosławiąc i życząc wszystkiego dobrego. Obecnie mam tylko problem ze słodkopierdzącymi osobami, które potrafią mnie zwodzić pod przykrywką duchowego rozwoju i wszechogarniającego dobra, ale i tak po jakim czasie wyteleportuję się z tego kontaktu, gdzie nie raz mnie, to bardzo zabolało.

Uważam obdarowywanie wszystkich ludzi miłością za „odjechane”, ponieważ niektórzy wręcz nie chcą być w tej energii, nie potrzebują jej doświadczać wręcz ich odrzuca od niej.

Podobnie jest z uzdowieniami. Spotkałam ludzi, którzy nie chcieli wyzdrowieć, gdyż choroba dawała im profity z zewnątrz i było im z tym dobrze aczkolwiek wszystko wyglądało na to, że cierpią.

Zrozumiałam, że nie trzeba do wszystkich ludzi lecieć z pomocą, ratować, dawać rady, pomagać im zmienić życie dopóki nie wyrażą takiej chęci, płynącej od nich samych.

Czasami intuicyjnie i bardzo delikatnie zapytam się kogoś, jak mogę pomóc, ale dzieje się, to wtedy jak wyczuwam osobę, która nie umie prosić o pomoc albo ma syndrom Zosi Samosi.

Parę razy nie pomogło mi ciche odejście od osób, które chciały mną manipulować więc musiałam konkretnie i zasadniczo, a nawet wulgarnie powiedzieć, że nie chcę mieć z tym kimś kontaktu. Czasami trzeba i tak, jak grzeczne prośby nie skutkują.

Ja nie umiem kochać i lubić ludzi przez których jestem krzywdzona, no chyba, że byłabym biblijnym Jezusem, ale jestem Agą.

Jeszcze jest temat odbicia lustrzanego wśród ludzi, któremu dobrze się nie przyglądnęłam, ale mnie drażni. Mam tylko jedną refleksję w tym zakresie. Jeśli ja jestem odbiciem lustrzanym dla ludzi, to oni obcując ze mną powinni być w pizdu dobrymi, kochanymi, empatycznymi, wrażliwymi, radosnymi, kolorowymi, wyluzowanymi osobami ! Jakoś tego nie zauważyłam.

W wielkim skrócie opisłam moje wybryki w duchowości, ale po co więcej...... 



 
A jak wygląda obecnie agowa „duchowość”?

Dwa lata temu dokonałam odkrycia wewnątrz siebie. Zapytałam się, co się kryje we mnie? Jaka jestem w środku? Jakie uczucia we mnie dominują? Najpierw musiałam się zobaczyć bez emocji, a nie było to łatwe. Następnie poczułam nieprzepartą dobroć, wrażliwość, empatię, łagodność, spokój, harmonię, radość, a to jest właśnie MIŁOŚĆ.

Łzy napłynęły mi do oczu i nie dowierzałam temu, co odczuwam, widzę.

Od tej pory jak mam słabszy dzień, przywołuję ten obraz, to uczucie i mówię sobie, że się kocham.

Zrozumiałam, też, że jak klnę jak szewc albo złoszczę się na ludzi, którzy mi wyrządzają krzywdę, albo jak w myślach chciałabym kopnąć w dupę ojca, który bije swoje dziecko nie znaczy, że we mnie nie ma miłości.

Następnie postanowiłam być mądra i żyć w imię własnego dobra. Czasami zapominałam o tym, ale szybko wychodziłam z tej pomorczności.

Moja duchowość, to jest teraz ziemskość.

Wstaję rano bez budzika, spontanicznie wybieram herbatę na którą mam ochotę, zajmuję się krzątaniem po moim gospodarstwem domowym, idę trochę do pracy, opłacam rachunki i inne takie tam przelewy.......... chodzę na długie spacery do natury ponieważ tam czuję się bardzo szczęśliwa i spokojna, opiekuję się ogrodem i rozmawiam z kotem sąsiadów, zbieram zioła, pozbywam się durnostojek, książek i ubrań które już nabyły się ze mną, wchodzę w kreację artystyczną jak mi się zachce, ugotuję strawę wegetariańską, leżę sobie w kolorowym pokoju pod kolorową kołderką wpatrując się w sufit, oglądam dziwne seriale SF, filmiki o zwierzątkach i pięknych miejscach na świecie, komedie, stand- upy, durne filmiki na YT, piszę bajki dla dzieci i dorosłych.


Odeszłam od medytacji prowadzących, a weszłam bardziej w moją medytację uważności i rozmowy z Bogiem.

Akcja kochania siebie nadal się rozwija i mam podejrzenie iż jest ona atidotum na wszystkie bolączki człowieka, ale jeszcze to poobserwuję. Bardzo ważne stało się dla mnie podwyższanie własnej samooceny, czyli nie ujmowanie sobie, nie wchodzenie w poczucie winy i nie przejmowanie się wszystkim.

Aktualnie jestem bardziej skupiona na tym co, ja czuję wobec danej sytuacji albo człowieka, jak reaguje moje ciało. Często idę za moją pierwszą myślą, odczuciem. Wspieram moją intuicję.

Zrobiłam detox od słuchania jakichkolwiek filmików z zakresu rozwoju i duchowości. Nawet wysnułam agową teorię, że jak ludzie zaczęli głośno mówić o wypinaniu się z sytemowego matrixsa, to im zorganizowano pseudo-duchowość i tam wpadli jak śliwka w kompot. Ja tak to odczuałm po sobie, dowodów nie posiadam.

Aktualnie interesuje mnie wiedza na temat ziół, grzybów, drzew, aromaterapii, pszczół, podróżowania, ekologii i nowych technologii.

Jak mi jest mega smutno i depresyjnie, to nie umiem brać cudownych oddechów, wchodzić w medytację, iść na spacer, zrobić treningu sportowego itp. Mam jedną sprawdzoną metodę, która chyba mi tylko pomaga. Muszę się wypłakać i gadam cały czas Panie Boże pomóż mi !!!!!!

Działam bez planu życiowego i bez ambicji życiowych. Obserwuję to, co przynosi mi życie i weryfikuję. Jestem elastyczna do tego, co przynosi mi dany dzień, ale to nie znaczy, że wszystko od razu przyjmuje ze spokojem i uśmiechem, czasami występuje krótki wkurw, a potem akceptacja i zrozumienie zmiany.

Pomimo, że nie jestem wielką fanką emocji, to korzystam z tego pakietu, bo inaczej nie umiem hihiihih Tak więc jestem właścicielką całej palety emocjonalnej i nie jestem ostoją spokoju, błogiego uśmiechu, czasami umiem tak się wydrzeć, że sama się dziwię z dźwięków które mogę wydobyć z siebie. Także o!

Zapytałam się siebie, co jest moją pierwotną naturą, wyszło że: RADOŚĆ, MIŁOŚĆ, BEZTROSKA, SPONTANICZNOŚĆ, IMPULSYWNOŚĆ, PRAWDA.

Jeśli przyjdzie mi czasami na myśl, coś co wywołuje mój niepokój, lęk, cierpienie, traumatyczne doświadczenie to, utylizuję tą energię w ogniu w 100 % i na stałe. Nawet działa.

Nie spotykam się z ludźmi, ale lubię krótkie miłe „small talki” w sklepie, czy na ulicy, lubię pomachać starszej pani która stoi na balkonie, lubię kupić gazetę i oddać ją starszemu panu, który siedzi sobie samotnie z kawką, a następnie szybko odejść, lubię jadąc rowerem uśmiechnąć się spontanicznie do niektórych ludzi, lubię zabrać spod drzwi sąsiadowi śmieci i go wyręczyć w ich wyrzucaniu, lubię postować na moim fb kolorowe i radosne zdjęcia, żeby umilić komuś dzień. Na razie mi takie kontakty socjalne odpowiadają. Oczywiście w domu mam z kim pogadać o życiu.

Bardzo pragnęłabym dołączyć do mojego "pakietu duchowego" pracę z moim ciałem czyli systematyczne ćwiczenia poranne wzmacniające mój kręgosłup i nie obżeranie się słodyczami. Zamieszkanie w domku znajdującym się w naturze, abym przez okno mogła pomachać przechodzącej sarnie i liskowi. Uprawiać ogródek. Podróżować w piękne i czarodziejskie miejsca. Żyć w harmonijnym związku z mężczyzną. Zaadoptować kota oraz psa, gdyż zapomniałam urodzić dzieci.  Wydawać moje książki dla najmłodszych.

Myślę, że każdy po swojemu powinien przeżyć to życie. Możemy się wzajemnie inspirować, ale nie wytyczać ścieżek szczęśliwego życia dla wszystkich. Jeśli coś pomogło mi, to nie znaczy, że pomoże Tobie.

Biorę pod uwagę, że moje duchowo - ziemskie życie może się całkowicie albo częściowo zmienić. Może powrócę do czegoś, co już było albo przybędzie nowe. Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. Na razie trzymam się mojej prostoty życia, bo ona jest taka agowa.

To się wszystko kiedyś wyjaśni...................











































środa, 6 maja 2020

O CZYM SZUMI WODA ?



Od niepamiętnych czasów Ziemię zamieszkiwały Elfiki które, były mieszkańcami lasów. Były one mikrego wzrostu, przyjmowały różne kolory, miały skrzydełka i ogromne oczy, które widziały na odległość.



Poprzez intencje swoich myśli mogły się teleportować, gdzie tylko chciały. Ze światem roślinnym, zwierzęcym i ludzkim komunikowały się telepatycznie. Miały niesamowitą umiejętność odżywiania. 
Otóż jak dotykały na przykład poziomki to automatycznie odczuwały jej zapach, smak i szybko się nasycały.

Najbardziej na świecie lubiły się bawić i radować, ale też pomagały innym w potrzebie.


Zawierały piękne przyjaźnie z Drzewami, Zwierzętami i Ludźmi. Niestety nadszedł taki czas, w którym ta więź została przerwana przez wścibskość człowieka. Elfiki zaprzestały pokazywania się w świecie ludzkim i pozostały w swojej krainie.



Leśne królestwo zamieszkiwały cztery kochane, radosne i rezolutne Elfiki. SZMARAGDEK, SREBRZYK, BURSZTYNEK i ZŁOTEK.


Miały one swoje ulubione miejsce figli i uciech. Jedno z nich było przy wodopoju leśnej zwierzyny w liściastym gaju.
Było to nad pięknym strumieniem w otoczeniu wielowiekowych i mądrych Wierzb, które niczym dobre ciocie otulały ciepłem, miłością i zrozumieniem każdego przybysza. Pytały się każdego o samopoczucie, potrzeby, marzenia. Częstowały dobrym słowem i energią. Jak komuś było smutno, czy też targały nim emocje, to od razu wyczesywały z nich, to co było zbędne i przywracały spokój i zadowolenie. Miały niesamowitą wiedzę kosmiczną, którą dzieliły się chętnie jak ktoś zadał im pytanie.

Do tego magicznego miejsca teleportowały się trzy Elfiki, gdyż Bursztynek postanowił zostać w gościnie u przyjaciółek Pszczół na miodowej biesiadzie.

Kochały one zabawę i radość.

Jak już się napluskały w strumyku, wyhuśtały na wierzbowych gałęziach , naharcowały, naskakały, naganiały, nachichotały, najadły, napiły, spoczęły między wystającymi korzeniami Wierzb.

Spojrzały na księżyc w pełni, który swą srebrzystą poświatą otulił wodę w strumieniu. Wyglądało to zjawiskowo i magicznie. 
 


Nastała głęboka cisza, z której wybudził wszystkich Srebrzyk, pytając Wodę ze Strumienia:

  • O czym nam dziś zaszumisz ?

  • Hmmmm opowiem Wam o lekkości we Wszystkości. Odparła refleksyjnie Woda.

  • A co to jest Wszystkość? Zapytał ciekawie Szmaragdek.

  • Wszystkość jest tym, o czym pomyślisz, zobaczysz, poczujesz, usłyszysz. Jest bezgraniczna, bezkresna, zmienna, nieprzewidywalna, wszechobecna, pełna niespodzianek, wielowymiarowa, energetyczna, harmonijna, wielokolorowa..............................
    Jest materialna i niematerialna.

  • A czy ona jest mną? Zapytał Złotek.

  • Tak. Ona jest mną i Tobą. Jest wszystkimi Istotami. Odparła Woda.

  • A co lubi Wszystkość? Zagaił Srebrzyk.

  • Ha ciekawe pytanko. Z pewnością lubi miłość, dobro i światło. Lubi jak wszystko razem współpracuje, współdziała, współplanuje, współistnieje, współgra, współodczuwa, współinformuje, współorganizuje, współbrzmiewa. Powiedziała Woda.

  • A na czym polega lekkość bycia we Wszystkości? Zapytał Szmaragdek.

  • Przede wszystkim na wybaczaniu sobie błędów oraz akceptowaniu procesów i niewiedzy innych. To jest też zabawa, figle, psoty, śmiech, radość, czyli to, co dobrze znacie hiihihihih Zaśmiała się Woda.

  • Fajowa ta Wszystkość. Dobrze, że możemy w niej i z nią być. Powiedział ziewając Złotek.

    Elfiki poczuły zmęczenie i błogość. Zapadły w głęboki sen o Wszystkości w lekkości.