poniedziałek, 25 stycznia 2021

MOJA AGOWA „DUCHOWOŚĆ - ROZWOJOWOŚĆ”

 

Na mojej drodze życiowej szukałam rzeczy, które sprawiłyby, aby moje egzystowanie było lżejsze, znośniejsze, radośniejsze, bardziej świadome, zrozumiałe itp..................

Dlatego próbowałam, eksperymentowałam, wierzyłam, praktykowałam i się dziwiłam.

Jak się nasyciłam i rozczarowałam psychologią, nauką i terapiami weszłam w nurt, tak zwanej duchowości. 

Zaczęłam od kolegowania się z Aniołami i innymi Istotami pozaziemskimi. Zakupiłam książki i karty o tej tematyce. Wszystkich odpowiedzi szukałam w kartach anielskich, ale one nie sprawdzały się w mojej rzeczywistości.

Potem przyszła wiedza o kryształach. Zaczęłam je upychać po kieszeniach, torebkach nawet z nimi spałam. Nic nie pomagało na moje bolączki.

Obecnie jestem bogatsza w tysiące kamieni szlachetnych oraz biżuterię. Noszę te piękne kryształy wedle mojej intuicji, czyli jak mam ochotę na kwarc różany, to sobie ubieram bransoletkę bez żadnej ideologii i siły sprawczej tego kamienia, o czym przeczytałam w książkach.

Następnie rozprawiłam się z czakrami, zadając sobie pytanie: Skąd pochodzi moja wiedza na ich temat? Czy to jest zgodne z moją naturą ? Odpowiedź przyszła szybko: No z książek i internetu.

Stwierdziłam iż sama jestem jedną wielką, chodzącą czakrą i pozbyłam się wszystkich gadżetów z nimi związnych. Zaprzestałam praktyk medytacyjno - czakralnych i ćwiczeń, które przez moją świetną wyobraźnię bardzo dobrze mi wychodziły.

Potem usunęłam z mojego domu i przestrzeni jakiekolwiek talizmany, orgonity, wzory i znaki którym człowiek nadał sprawczość, ideologię, moc itp. Teraz tylko mnie zachwyca wszystko, co jest związane z naturą, czyli ornamenty roślinno - zwierzęce rządzą hiihihhi

Bardzo długo afirmowałam i wizualizowałam sobie moje cele, marzenia, osiągnięcia. Wieloletnia praktyka w tym zakresie nauczyła mnie, że pewne rzeczy przyjdą do mnie, a inne nie i już. Mogę sobie latami afirmować, a marzenie i tak się nie zrealizuje, bo może nie jest to dla mnie dobre.......... Przyszła refleksja, że nie mam na wszystko wpływu. Pewne rzeczy zadzieją się bez mojego proszenia, kontroli, chcenia, działania. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego.

Ogólnie na wiele spraw nie mam odpowiedzi i wiedzy. Trudno.

Na chwilę zaglądnęłam do wiedzy astrologiczno – numerologicynej, ale tak mnie to umęczyło, gdyż w książkach mój znak zodiaku i numerek został niekonsekwentnie i tajemniczo opisany. Ogólnie jakoś nie przemawiały do mnie opisy wobec mojej osoby. Stwierdziłam, że mogę być każdym znakiem zodiaku i liczbą numerologiczną. Może się nie przyłożyłam do zgłębiania tej wiedzy, ale cóż taka moja droga...............

Zapisywałam się ochoczo na warsztaty, po których wychodziłam w euforii, zadowoleniu, przeświadczeniu, że moje życie zmienię na lepsze. A tu dupa........... nic się nie zmieniło, no może czegoś nie zauważyłam, dopuszczam element błędu mojego postrzegania...................

Po jednych z takich warsztatów prawdopodobnie nauczyłam się jednym zdaniem kasować programy, które mnie obarczały. Na innym zdobyłam wiedzę jak za pomocą arkuszy i wahadła mogę zmienić moją przestrzeń życiową. Hmmm myślałam wtedy, że życie sobie wywahadełkuję, a tu się nic nie poprawiało. Może źle i za mało wahadełkowałam...............achhhh

Miałam też fazę na sesje z jasnowidzami, po których wychodziłam cała zdenerwowana, zasmucona, zdezorientowana, że aż musiałam zapalić papierosa i napić się wina.

Ok, jak byłam na Bali u uzdrowicielki Dukun, to tylko ona powiedziała mi dużo dobrych, krzepiących słów na temat mojej osoby i że wszystko, co robię w życiu jest dla mnie dobre.

Znam siebie i wiem, że wzmacnianie moich dobrych stron lepiej na mnie działa aniżeli wytykanie mi, że jestem zjebana i mam dużo pracy nad sobą.

Bardzo długo interesowały mnie rasy pozaziemskie, inne cywilizacje, ujawnienia kosmiczne. Słuchałam często przekazów tzw. chanellingów np. od Plejadian. Jak już się nasłuchałam tych pozaziemkich informacji, to stwierdziłam, że lepiej będzie dla mnie jak zajmę się pieleniem ogródka i swoją ziemskością, gdyż mam jeszcze do przerobienia traumy z dzieciństwa. Pożegnałam się z obcymi Istotami i wróciłam na Ziemię.

Przyszedł też czas na wcielenia. Stwierdziłam iż sama spróbuję wejść w medytację i obadać kim tam kiedyś byłam. Obrazy przychodziły mi szybko, a od pani z You Tuba dowiedziałam się, że należy przebaczyć sobie jako ofierze albo katowi, ogólnie wszystkim, którzy tam występują.

Mało mi było wrażeń i braku odczuwalnej zmiany, to polazłam na sesje wcieleniową. Tam dowiedziałam się o moim wcieleniu kobiety, która tak była smutna po stracie ukochanego męża, że aż straciła dziecko, które było w jej łonie. Jak również byłam młodym mężczyzną, który łamał serca kobietom, a jedną z nich doprowadził do samobójstwa. Procedurę wybaczania zastosowałam. Niestety nie odczułam jakichkolwiek zmian, na żadnym poziomie mego jestestwa.

Trzy lata temu rozprawiłam się z tematem wdzięczności. Na blogu opisałam moje długie przemyślenia. Wyczytałam kiedyś, że trzeba codziennie mówić, albo pisać 5 rzeczy za które jestem wdzięczna. Praktykowałam ale coś mi w tym nie pasowało. Odkryłam iż lepiej czuję się mówiąc: 

CIESZĘ SIĘ ŻE ....................................., aniżeli

JESTEM WDZIĘCŻNA  ZA ....................

Jestem ostatnią osobą, która jest wdzięczna za cierpienie i traumatyczne doświadczenia w życiu. Jakbym mogła, to wymazałabym je przyciskiem DELETE w ramach akcji kochania siebie. Wiem, że wielu z Was uważa te doświadczenia za potrzebne w rozwoju i bez nich nie byliby w tym wspaniałym miejscu swojego życia w którym się znajdują. No, ja mam inaczej i już. Może się mylę, może jestem krnąbrna w moim myśleniu, może pierdolę kacapoły, ale za moje traumy i cierpienia nie będę wdzięczna i basta!

JA SIĘ NIE UCZĘ PRZEZ CIERPIENIE. JA SIĘ UCZĘ PRZEZ ZROZUMIENIE.

Internetowe cytaty donoszą: Im więcej gówna możesz unieść, tym więcej go dostajesz, a ja się pytam dlaczego ludzie nie dostają w takiej ilości dobra, że aż nie mogą go unieść? Dlaczego ja nigdy nie przedawkowałam ludzkiego dobra, a zło a i owszem. Co poszło nie tak?

W duchowości ludzie piszą albo mówią o JEDNOŚCI ze wszystkim. Przyjrzałam się tej akcji po agowemu, zadałam sobie parę pytań i wyszło iż każdy jest niezależną energią i nie potrzeba mu się łączyć w jedność z innymi. Owszem żyjemy na planecie Ziemia z naturą i innymi ludźmi, jesteśmy w jakimś tam Wszechświecie, pochodzimy z jednego Źródła, ale w moim odczuciu każdy emanuje swoją, niezależną, własną energią.

My współtworzymy to wszystko, jesteśmy odpowiedzialni, za to co się dzieje. Ja nie mam potrzeby być jednością ze wszystkim ponieważ wszystkich traktuje jako współtowarzyszy swoich doświadczeń. Oni są koło mnie, a nie we mnie. Mam wrażenie, że nie umiem tego klarowniej wytłumaczyć, opisać ….......ale to nic.

Śmiem natomiast twierdzić iż ja jestem jednością sama w sobie. Nie traktuję się składnikowo czyli: ciało, umysł i duch. Jestem spójna, a nie rozczłonkowana na 3 elementy, niczym Trójca Święta u chrześcijan.

Zadałam sobie też pytanie, czy ja kocham wszystkich ludzi i czy wszystkich ludzi należy obdarowywać miłością?

Otóż nie, nie kocham wszystkich ludzi aczkolwiek mam do nich szacunek wobec ich wyborów, ich dróg życiowych, ich doświadczania. Ja działam wśród ludzi na prostej zasadzie komfortu i dyskomfortu. Odchodzę od relacji mi niesprzyjających i drażniących mnie, błogosławiąc i życząc wszystkiego dobrego. Obecnie mam tylko problem ze słodkopierdzącymi osobami, które potrafią mnie zwodzić pod przykrywką duchowego rozwoju i wszechogarniającego dobra, ale i tak po jakim czasie wyteleportuję się z tego kontaktu, gdzie nie raz mnie, to bardzo zabolało.

Uważam obdarowywanie wszystkich ludzi miłością za „odjechane”, ponieważ niektórzy wręcz nie chcą być w tej energii, nie potrzebują jej doświadczać wręcz ich odrzuca od niej.

Podobnie jest z uzdowieniami. Spotkałam ludzi, którzy nie chcieli wyzdrowieć, gdyż choroba dawała im profity z zewnątrz i było im z tym dobrze aczkolwiek wszystko wyglądało na to, że cierpią.

Zrozumiałam, że nie trzeba do wszystkich ludzi lecieć z pomocą, ratować, dawać rady, pomagać im zmienić życie dopóki nie wyrażą takiej chęci, płynącej od nich samych.

Czasami intuicyjnie i bardzo delikatnie zapytam się kogoś, jak mogę pomóc, ale dzieje się, to wtedy jak wyczuwam osobę, która nie umie prosić o pomoc albo ma syndrom Zosi Samosi.

Parę razy nie pomogło mi ciche odejście od osób, które chciały mną manipulować więc musiałam konkretnie i zasadniczo, a nawet wulgarnie powiedzieć, że nie chcę mieć z tym kimś kontaktu. Czasami trzeba i tak, jak grzeczne prośby nie skutkują.

Ja nie umiem kochać i lubić ludzi przez których jestem krzywdzona, no chyba, że byłabym biblijnym Jezusem, ale jestem Agą.

Jeszcze jest temat odbicia lustrzanego wśród ludzi, któremu dobrze się nie przyglądnęłam, ale mnie drażni. Mam tylko jedną refleksję w tym zakresie. Jeśli ja jestem odbiciem lustrzanym dla ludzi, to oni obcując ze mną powinni być w pizdu dobrymi, kochanymi, empatycznymi, wrażliwymi, radosnymi, kolorowymi, wyluzowanymi osobami ! Jakoś tego nie zauważyłam.

W wielkim skrócie opisłam moje wybryki w duchowości, ale po co więcej...... 



 
A jak wygląda obecnie agowa „duchowość”?

Dwa lata temu dokonałam odkrycia wewnątrz siebie. Zapytałam się, co się kryje we mnie? Jaka jestem w środku? Jakie uczucia we mnie dominują? Najpierw musiałam się zobaczyć bez emocji, a nie było to łatwe. Następnie poczułam nieprzepartą dobroć, wrażliwość, empatię, łagodność, spokój, harmonię, radość, a to jest właśnie MIŁOŚĆ.

Łzy napłynęły mi do oczu i nie dowierzałam temu, co odczuwam, widzę.

Od tej pory jak mam słabszy dzień, przywołuję ten obraz, to uczucie i mówię sobie, że się kocham.

Zrozumiałam, też, że jak klnę jak szewc albo złoszczę się na ludzi, którzy mi wyrządzają krzywdę, albo jak w myślach chciałabym kopnąć w dupę ojca, który bije swoje dziecko nie znaczy, że we mnie nie ma miłości.

Następnie postanowiłam być mądra i żyć w imię własnego dobra. Czasami zapominałam o tym, ale szybko wychodziłam z tej pomorczności.

Moja duchowość, to jest teraz ziemskość.

Wstaję rano bez budzika, spontanicznie wybieram herbatę na którą mam ochotę, zajmuję się krzątaniem po moim gospodarstwem domowym, idę trochę do pracy, opłacam rachunki i inne takie tam przelewy.......... chodzę na długie spacery do natury ponieważ tam czuję się bardzo szczęśliwa i spokojna, opiekuję się ogrodem i rozmawiam z kotem sąsiadów, zbieram zioła, pozbywam się durnostojek, książek i ubrań które już nabyły się ze mną, wchodzę w kreację artystyczną jak mi się zachce, ugotuję strawę wegetariańską, leżę sobie w kolorowym pokoju pod kolorową kołderką wpatrując się w sufit, oglądam dziwne seriale SF, filmiki o zwierzątkach i pięknych miejscach na świecie, komedie, stand- upy, durne filmiki na YT, piszę bajki dla dzieci i dorosłych.


Odeszłam od medytacji prowadzących, a weszłam bardziej w moją medytację uważności i rozmowy z Bogiem.

Akcja kochania siebie nadal się rozwija i mam podejrzenie iż jest ona atidotum na wszystkie bolączki człowieka, ale jeszcze to poobserwuję. Bardzo ważne stało się dla mnie podwyższanie własnej samooceny, czyli nie ujmowanie sobie, nie wchodzenie w poczucie winy i nie przejmowanie się wszystkim.

Aktualnie jestem bardziej skupiona na tym co, ja czuję wobec danej sytuacji albo człowieka, jak reaguje moje ciało. Często idę za moją pierwszą myślą, odczuciem. Wspieram moją intuicję.

Zrobiłam detox od słuchania jakichkolwiek filmików z zakresu rozwoju i duchowości. Nawet wysnułam agową teorię, że jak ludzie zaczęli głośno mówić o wypinaniu się z sytemowego matrixsa, to im zorganizowano pseudo-duchowość i tam wpadli jak śliwka w kompot. Ja tak to odczuałm po sobie, dowodów nie posiadam.

Aktualnie interesuje mnie wiedza na temat ziół, grzybów, drzew, aromaterapii, pszczół, podróżowania, ekologii i nowych technologii.

Jak mi jest mega smutno i depresyjnie, to nie umiem brać cudownych oddechów, wchodzić w medytację, iść na spacer, zrobić treningu sportowego itp. Mam jedną sprawdzoną metodę, która chyba mi tylko pomaga. Muszę się wypłakać i gadam cały czas Panie Boże pomóż mi !!!!!!

Działam bez planu życiowego i bez ambicji życiowych. Obserwuję to, co przynosi mi życie i weryfikuję. Jestem elastyczna do tego, co przynosi mi dany dzień, ale to nie znaczy, że wszystko od razu przyjmuje ze spokojem i uśmiechem, czasami występuje krótki wkurw, a potem akceptacja i zrozumienie zmiany.

Pomimo, że nie jestem wielką fanką emocji, to korzystam z tego pakietu, bo inaczej nie umiem hihiihih Tak więc jestem właścicielką całej palety emocjonalnej i nie jestem ostoją spokoju, błogiego uśmiechu, czasami umiem tak się wydrzeć, że sama się dziwię z dźwięków które mogę wydobyć z siebie. Także o!

Zapytałam się siebie, co jest moją pierwotną naturą, wyszło że: RADOŚĆ, MIŁOŚĆ, BEZTROSKA, SPONTANICZNOŚĆ, IMPULSYWNOŚĆ, PRAWDA.

Jeśli przyjdzie mi czasami na myśl, coś co wywołuje mój niepokój, lęk, cierpienie, traumatyczne doświadczenie to, utylizuję tą energię w ogniu w 100 % i na stałe. Nawet działa.

Nie spotykam się z ludźmi, ale lubię krótkie miłe „small talki” w sklepie, czy na ulicy, lubię pomachać starszej pani która stoi na balkonie, lubię kupić gazetę i oddać ją starszemu panu, który siedzi sobie samotnie z kawką, a następnie szybko odejść, lubię jadąc rowerem uśmiechnąć się spontanicznie do niektórych ludzi, lubię zabrać spod drzwi sąsiadowi śmieci i go wyręczyć w ich wyrzucaniu, lubię postować na moim fb kolorowe i radosne zdjęcia, żeby umilić komuś dzień. Na razie mi takie kontakty socjalne odpowiadają. Oczywiście w domu mam z kim pogadać o życiu.

Bardzo pragnęłabym dołączyć do mojego "pakietu duchowego" pracę z moim ciałem czyli systematyczne ćwiczenia poranne wzmacniające mój kręgosłup i nie obżeranie się słodyczami. Zamieszkanie w domku znajdującym się w naturze, abym przez okno mogła pomachać przechodzącej sarnie i liskowi. Uprawiać ogródek. Podróżować w piękne i czarodziejskie miejsca. Żyć w harmonijnym związku z mężczyzną. Zaadoptować kota oraz psa, gdyż zapomniałam urodzić dzieci.  Wydawać moje książki dla najmłodszych.

Myślę, że każdy po swojemu powinien przeżyć to życie. Możemy się wzajemnie inspirować, ale nie wytyczać ścieżek szczęśliwego życia dla wszystkich. Jeśli coś pomogło mi, to nie znaczy, że pomoże Tobie.

Biorę pod uwagę, że moje duchowo - ziemskie życie może się całkowicie albo częściowo zmienić. Może powrócę do czegoś, co już było albo przybędzie nowe. Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. Na razie trzymam się mojej prostoty życia, bo ona jest taka agowa.

To się wszystko kiedyś wyjaśni...................